poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Domowe wędzenie i pak choy

Dawno nie pisałam, ale to nie znaczy, że nic w tym czasie nie jadłam. Jadłam, niestety ;-) Chwilami trzymam się diety, chwilami nie, ale na szczęście, w każdej chwili można wrócić. Dyscyplina to nie jest, niestety, moja najmocniejsza strona.
Ale wracając do gotowania. Ostatnio w moim ulubionym warzywniaku pojawiła się kapusta pak choy - pan Marcin, który w tym sklepiku pracuje, przywozi czasem różne nietypowe warzywa i najczęściej skutecznie mi je sprzedaje. ;-) Wie, że lubię gotować.
Ponieważ nigdy nie robiłam nic z pak choy, postanowiłam poszukać przepisów, porad i inspiracji w necie.. A to zaprowadziło mnie do nowego pomysłu do wykorzystania. Znalazłam przepis z użyciem pak choy, ale zachwyciła mnie reszta - wędzone w domu mięsko.W przepisie była pierś kaczki, przeczytałam też o polędwiczce wieprzowej, krewetkach (mniam!).
Nie byłabym sobą, gdyby od razu nie wypróbowała pomysłu.
Trzeba mieć puszkę - taką jak po czekoladkach, szczelnie zamykaną, trociny, folię aluminiową i coś, co będzie rusztem - kratkę lub jednorazowe naczynie grillowe z folii alu.
 No i mięsko.
Puszkę trzeba wyłożyć folią aluminiową, nasypać ze dwie łyżki trocin (kupiłam w sklepie dla zwierząt), można wsypać też nieco herbaty. Jak nie mamy trocin, podobno można je zastąpić właśnie herbatą wymieszaną z ryżem i cukrem.
Na to wstawiamy "ruszt", na to mięso, które warto wcześniej zamarynować, zamykamy puszkę i stawiamy na palnik - z razu większy ogień, potem nieco go zmniejszamy i w ten sposób wędzimy kilka minut. Ja kilka plasterków polędwiczki wędziłam 10 minut. 
Pamiętajcie, że puszka jest potwornie gorąca!! Uzbrojona w rękawice kuchenne przeniosłam puszkę do otwartego okna i tu ją otworzyłam. Spodziewałam się gigantycznego dymu i tu mogę czuć się rozczarowana, ;-) bo go nie było aż tyle. Za to był mocny zapach. Mięso zostawiłam na kilkanaście minut, żeby "odpoczęło".
Puszka, którą mam, jest mała, poszukuję większej, gdzie będzie można bardziej poszaleć.
Wiem już, że będę musiała poeksperymentować z wnętrzem, czyli w tym, z czego robi się dym do uwędzenia. Najlepsze są trociny z drzewa liściastego, niestety, na tych, które kupiłam, nie było napisane, z jakiego są drzewa, zatem zaryzykowałam.
Kapustę pak choi posiekałam i usmażyłam, doprawiając solą, pieprzem, czosnkiem. Do tego wszystkiego zrobiłam sos z kilku śliwek - pokrojone w kawałki śliwki wrzuciłam na patelnię, podsmażyłam, dodałam nieco cukru, posiekane chilli i imbir, bo to nie miały być powidła, tylko lekko pikantny sos. Odrobinkę podlałam wodą, poczekałam, aż śliwki nieco się rozpadną, smaki połączą, płyn odparuje. Potem kilka ruchów blenderem i pyszny sos o przepięknym kolorze i świetnej konsystencji był gotowy.
Na talerz wyłożyłam podduszoną kapustę - jaśniejsze kawałki nadal dość jędrne i chrupiące, na to kawałki mięsa, a na wierzch sos.
Smacznego!



piątek, 3 sierpnia 2012

Planowanie posiłków

Nie odkryję Ameryki pisząc, że w odchudzaniu bardzo istotne jest planowanie. Zarówno zakupów, jak i posiłków.
Nie ma chyba nic gorszego, jak robić zakupy "na głodniaka" - pewne, że kupimy różne idiotyczne rzeczy i cześć pożremy na miejscu. Tak samo słabe jest zabieranie się za gotowanie, gdy kiszki marsza grają - na 100% podjemy coś na boku i w sumie obiad będzie bez sensu. Znam to z autopsji. Choćby ostatnio - jak spędzałam kilka godziny gotując "na zaś", to następne 2-3 dni miałam wszystko zaplanowane i nie grzeszyłam (za bardzo).
A jak tego nie robię, z lenistwa, czy braku czasu, to od razu dieta nieco się rozluźnia..
Dziś zatem i codziennie, mam zamiar zaplanować:
Śniadanie - już po - pasta budwigowa, o której pisałam wcześniej, z warzywami i mielonym lnem, doprawiona
Lunch, który powinnam spożyć zaraz - sałatka z kuskusu
Obiad - makaron z pomidorami, czosnkiem i chilli
Kolacja - nieco białka - zgrillowany kurczak + mizeria

Od razu powiem, że zdecydowanie lepiej jest jeść białko RANO - śniadanie, lunch - bo dłużej się trawi, a wieczorem lepiej węglowodany. Czyli ja dziś planuję na odwrót.
Takie zaplanowanie pokazuje co powinnam kupić. Można też zrobić plan na podstawie tego, co mamy w lodówce. Ja akurat nic nie mam, więc mogę powymyślać.
Sałatki zrobię więcej, więc wystarczy mi też na jutro (najbardziej lubię taką, która postoi). Kurczaka też wystarczy na jutro - może zjem go w podobnej formie, a może w formie gulaszu, czy sałatki.
Trzeba planować.

Sezon na kurki

Wczorajszy obiadek - czarne spaghetti z sosem z kurek i śmietany.
Kurki udusiłam na odrobinie masła roślinnego. Wg diety niełączenia tłuszcze, czyli grupę 3 można dowolnie łączyć albo z węglowodanami albo białkiem. Natomiast ponieważ stosuję też olej budwigowy, staram się nie przesadzać z innymi tłuszczami, no i unikać tłuszczy zwierzęcych.
Dodałam do kurek posiekaną cebulkę i czosnek. Po paru minutach podlałam odrobina wody. Gdy wszystko było miękkie, dodałam śmietanę 12%.
W trakcie ugotowałam makaron. Całość zwieńczyłam odrobiną posiekanego koperku.
Przy okazji - muszę sobie kupić takie kółko-miarkę do odmierzenia porcji makaronu, widzał ktoś gdzieś taki gadget? bo nie mogę trafić..